Kim pan jest? Matematykiem? Astrologiem? Czy matematyka i astrologia się nie wykluczają?
Homo sum humani nihil…, przede wszystkim, a życie człowieka to coś więcej niż jedzenie i spanie. Przyznaję jednak jako zdeklarowany humanista, iż odkrycie tego, że matematyczna teoria gier, czyli studium racjonalnych zachowań w sytuacjach konfliktowych, intensywnie współbrzmi z logiką planetarnych cykli, współdecydujących o wymiarze egzystencji każdego z nas (tak pojedynczego człowieka, jak i całych narodów), najpierw mnie poraziło, następnie utwierdziło w całościowym traktowaniu wszystkich procesów i zjawisk w przyrodzie, a w końcu legło u podstaw wygenerowania systemu wiedzy, do którego najlepiej chyba pasuje określenie kosmoekologia kultury. Dwie strony barykady bardzo się różnią, a jednocześnie doskonale się uzupełniają, jak powinny dwie strony tego samego medalu.
Pan – taki poważny umysł – zainteresował się czymś tak ulotnym i nieuchwytnym jak astrologia?
To pozory, że astrologia jest ulotna, a tym bardziej nieuchwytna. Astrologią (nie gazetową wszakże) zajmowały się zawsze najtęższe umysły każdej ze znanych nam epok, ale ja o tym jeszcze nie wiedziałem, kiedy zająłem się nią tylko po to, żeby ją ośmieszyć. To jednak nie było takie proste. Nasze potoczne o niej wyobrażenia, kształtowane (nieprzypadkowo) przez władze i media (tak było zresztą zawsze), pozostają w jawnej sprzeczności z rzeczywistym, słabo zresztą znanym wizerunkiem tego niezwykle dynamicznego i w konsekwencji dużo bardziej logicznego i probabilistycznego niż deterministycznego systemu wiedzy.
Szczególnie zagorzali przeciwnicy zdają się mieć o tym nader mgliste pojęcie. Leszek Szuman nieprzypadkowo mawiał, że „astrologia nie zna przeciwników, tylko ignorantów”. Bezpodstawność ciągle tych samych zarzutów stawianych astrologii wykazaliśmy już przed wielu laty w „Mandali życia”. Przecież to nie gwiazdy wpływają na losy człowieka, ale energetyczne konfiguracje planetarne, transformujące energetykę kosmosu, a może coś jeszcze innego, o czym wciąż mało wiemy.
„Sun Signs”, pierwsza astrologiczna książka (dobrze w świecie znana), Lindy Goodman zajmowała się tylko znakami zodiaku (stanowią one zaledwie maleńki fragment tej wiedzy) i z tego, co przeczytałem o własnym znaku Byka, wtedy, w połowie lat 70., nic się nie zgadzało. Dziś wiem, że nie mogło! Tym bardziej więc postanowiłem „przetrzepać” astrologii skórę, a astrologom jeszcze bardziej.
Osobowość każdego z nas to m.in. – w największym uproszczeniu – dynamicznie pojmowane cechy kilku dominujących, ekliptycznych faz zodiakalnego rozwoju,uniwersalnych dla każdego żyjącego organizmu w okresie między jego poczęciem i śmiercią.
Więc nie jest tak, że jesteśmy Koziorożcami, Lwami czy Bliźniętami?
To są ogólne, bardzo zresztą szkodliwe i mylące gazetowe etykietki. Archetypowy sens każdej z faz zodiaku na przykładzie wielkich postaci literackich ukazałem w „Homo Zodiacus”. To funkcjonuje wprawdzie w świadomości dziesiątek albo i setek tysięcy czytelników, ale pozostaje nadal poza percepcją akademickich wykładowców literatury i psychologii. Powtarzam więc, że każdy człowiek w ciągu swojego życia wielokrotnie, różnymi cyklami planetarnymi, przechodzi przez wszystkie cykle zodiaku – od Barana, poprzez Lwa i Koziorożca, aż do Ryb. To jest takie symboliczne koło rozwoju osobowości człowieka, jego osobista mandala, w cyklu od wojownika (Baran) do mistyka (Ryby), a sama astrologia to nie coś tandetnego i łatwego.
A więc co to jest astrologia?
Kosmobiologia czy kosmoekologia kultury, by uniknąć odniesień do astrologii gazetowej i jarmarcznej, to kompleksowa dziedzina wiedzy, mówiąca o szeroko rozumianych powiązaniach człowieka z równie szeroko rozumianym środowiskiem kosmicznym. To psychologia wzbogacona o teorie systemów, wykładana językiem symboli, matematyki i astronomii. Dynamicznie rozumiany zodiak jest małą zaledwie cząstką tej wiedzy.
A ja myślałam, że astrologia to przepowiadanie przyszłości.
Astrolog nie przepowiada przyszłości i nie wyznacza jej, tylko interpretuje profesjonalnie wykonany kosmogram urodzeniowy, który jest zapisem dynamicznego i probabilistycznego, zmieniającego się w czasie według znanych nam reguł, układu planet w momencie narodzin.
Planety nie wstrzymały swojego ruchu na wieść o naszych narodzinach, tylko poruszają się dalej. Znając długość poszczególnych cykli planetarnych, mogę opisać dowolny wycinek z życia każdego człowieka z dokładnością przerastającą to, co oferuje jakakolwiek inna wiedza, ale zawsze zaczynam od dzieciństwa, nawet jeśli kogoś interesuje tylko przyszłość, gdyż nie możemy zapominać, iż nasze życie jest w dużej mierze rozwinięciem tego, co streściło się w naszym dzieciństwie.
Ta wiedza wielu fascynuje i wielu poraża, stąd tyle bezsensownych opinii na jej temat. Kosmogram pokazuje bowiem zakres potencjałów, szans i możliwości człowieka (czy np. narodu) oraz sposoby i czas jego aktualizacji, pokazuje, jak i kiedy zmaksymalizować minimalne możliwości i szansę oraz zminimalizować maksymalne zagrożenia i straty, co bardziej przypomina przecież teorię minimaksu matematycznej teorii gier niż jakiekolwiek wieszczenie.
Więc w jakimś sensie można jednak przepowiadać przyszłość i jest to matematycznie potwierdzone?
Można „przebić” barierę czasu także przez prorocze marzenia senne czy karty tarota – były opisywane takie przypadki, ale to są dziedziny dotyczące nieco zwodniczej energetyki Neptuna, natomiast obliczanie rytmów planet jest związane z Uranem, czyli wiedzą, a nie z jakimś czary-mary. Gdy interpretuję układ planet, to nie wieszczę, ale wiem i podaję człowiekowi około setki dokładnych dat, pokazujących warianty rozwojowe potencjałów, a nie rezultat końcowy.
Astrolog nie przepowiada przyszłości
i nie wyznacza jej, tylko interpretuje
profesjonalny kosmogram urodzeniowy,
który jest zapisem dynamicznego
i probabilistycznego, zmieniającego się
według znanych nam reguł, układu planet
w momencie narodzin. |
|
Jak pan obliczył atak terrorystów na World Trade Center – bo taka wiadomość, że pan to przewidział, obiegła całą Polskę, a pana zdjęcia na tle płonących wież ukazały się w kilku czasopismach.
Ja nic nie przewidziałem, wyliczyłem to w oparciu o znajomość historii, realiów świata, kosmogramu USA, planetarnych cykli Plutona, Saturna, między innymi. Żałuję zresztą, bo wyniknęły z tego raczej same kłopoty. Moi seminarzyści potwierdzają, że precyzyjnie o ataku mówiłem już w sierpniu 1996 r., po rozbiciu się samolotu na obrzeżach Nowego Jorku. Sprawa ta nie była trudna, podobnie jak podanie w swoim czasie precyzyjnie terminu ataku USA na Irak.
To nie jasnowidzenie, proszę pani, tylko solidna, wielopoziomowa i dziesiątkami lat gromadzona i kumulowana wiedza. Wydarzenia z 11 września w sercu Manhattanu łatwiej mi wytłumaczyć moim uczniom. Trudno komuś wytłumaczyć i nauczyć go chemii, jeśli nigdy nie słyszał np. o tablicy Mendelejewa. Światowe wydarzenia zazębieją się, niczym system naczyń połączonych, bo tak jest w kosmosie.
Przed wielu laty, któregoś majowego poranka, skutkiem zbiegu „przypadków”, mieszkając w Poznaniu i jadąc na swój wykład do centrum Warszawy (zawsze pociągiem „Lech”), znalazłem się w pobliżu Okęcia, a nieznajoma starsza pani poprosiła, żebym jej pomógł wstawić bagaż do autobusu. Tak znalazłem się w sali odlotów i rozmawiając z przygodnymi pasażerami, żegnałem ich, bo lecieli samolotem „Kościuszko” do USA. Na zajęciach wyjaśniłem powód spóźnienia i znając porę wylotu, zacząłem obliczać możliwe scenariusze zachowania się samolotu zupełnie niespodziewanie i po raz pierwszy kosmogramy samolotów odmienne niż statków i potem kosmogram wypadkowy. W tym samym czasie pilot darmo już, widząc Lasy Kabackie i w dali Okęcie, szarpał za drążek steru. Skończyłem zajęcia i wróciłem pociągiem do Poznania, by przez wieczór odbierać telefony od porażonych synchronicznością zdarzeń słuchaczy.
Często lepiej nie wiedzieć albo wiedzieć tyle, ile można unieść w swej świadomości, co wielokrotnie powtarzam słuchaczom na mych zajęciach, ale sam zastanawiam się, co ja wtedy wiedziałem, czym była intuicja i (przypadkowe czy świadome) wejście w sferę jungowskiej nieświadomości zbiorowej.
A co z Irakiem i Ameryka?
Określenie godziny i czasu ataku USA na Irak jest związane ze znakiem Raka (Słońce USA w tym znaku, 4 lipca przecież, święto USA) oraz z pasem ascendentu Strzelca (ascendent tego kraju, co widać „gołym okiem” w kulturze i historii USA). Gdy na początku lat 90. Pluton znalazł się w III dekanacie Skorpiona (związanym z Rakiem), było wiadomo, że USA będą w sprawach interesów naftowych interweniować na Bliskim Wschodzie (jak wtedy, gdy Pluton wszedł w pas Raka w 1914 r. i wybuchła wojna światowa w obronie zasobów naturalnych metropolii w państwach kolonialnych). Nie mogły tego zrobić, gdy Pluton osiągnął 20 stopień Skorpiona (dekanat Raka), bo potrzebna była dominująca pozycja Księżyca (nów lub pełnia), ponieważ „amerykańskim” (jak każdym) Rakiem opiekuje się Księżyc. Określenie godziny też było dla mnie proste – studiując na tamtejszych uniwersytetach wiedziałem, jak ważny jest dla Amerykanów czas antenowy. Amerykanie wybrali na atak porę rozpoczęcia głównych wiadomości na Wschodnim Wybrzeżu.
Czy chce pan powiedzieć, że Amerykanie rzeczywiście kierowali się tym, że Pluton osiągnął np. 20 stopień Raka, aby zaatakować Irak?
I tak, i nie. Wątpię, aby ktoś przeprowadzał przedtem takie analizy. Amerykanie po prostu zachowali się według scenariusza, który został wcześniej zapisany w układzie planet kosmogramu USA i w jungowskiej nieświadomości zbiorowej, jako jeden ze scenariuszy. Ale wracając do wydarzeń, o których mówiliśmy wcześniej. Otóż w 1996 r. samolot pasażerski rozbił się na obrzeżach Nowego Jorku – z kosmogramu USA wynika, że już wtedy miał nastąpić atak na Worid Trade Center, ale wówczas terrorystom się to nie udało. Na moim spotkaniu w sierpniu minionego roku z Polonią amerykańską mówiłem, nawiązując do tamtego „wypadku”, że sprawa ta nie jest jeszcze zakończona i sercu Ameryki przyjdzie ciężko doświadczyć rzeczywistości.
Jesienią 2001 r. rozpocząłem moją szkołę kosmobiologiczną o tydzień wcześniej niż zwykle, zapowiadając studentom, że będziemy świadkami niezwykłego wydarzenia w dziejach świata. 10 września na zaawansowanych zajęciach seminaryjnych XXXIII szkoły nie mogłem już zwlekać (po południu prowadziłem kurs podstawowy) i powiedziałem wprost o zagrożeniu Manhattanu, tysiącach rannych, zablokowanych tunelach, przejściach i mostach, nawiązując zresztą do wydarzeń z 1996 r.
Analizując wcześniej kosmogram Stanów Zjednoczonych, wiedziałem, że właśnie w tych wrześniowych dniach Pluton raz na 250 lat oscyluje w okolicach ascendentu Skorpiona, a „małżeństwo” Busha z USA (zrobiłem analizę porównawczą i wektorową) pokazywało bardzo silnego Marsa, a więc – wojnę. Jeszcze przed wyborami prezydenckimi w USA powiedziałem moim studentom, iż Bush plus USA równa się wojna. Długotrwałe ręczne liczenie głosów – pamięta pani? – wskazywało na to, że niebiosa długo nie mogły się „zdecydować”, który wariant historii ludzkości ma się zrealizować.
Nie przewidziałem ataku
na Worid Trade Center,
ale to wyliczyłem,
korzystając ze znajomości
historii, realiów świata,
kosmogramu USA,
planetarnych cykli… |
|
Czy gdyby Bush nie został prezydentem, to nie byłoby wojny? Stosując pana retorykę – czy w niebiosach byty inne warianty?
Zawsze są. Ale pewnych zagrożeń i tak by się nie udało uniknąć. Zbyt wiele czarnych chmur się zebrało nad włodarzem świata, którym są Stany Zjednoczone, nad ich gospodarką, nad globalizmem, Plutonem w Strzelcu, a Saturnem w Bliźniętach (znalazł się tam w dniach katastrofy „Kurska”). Urodzeniowy Saturn Osamy bin Ladena jest na Słońcu USA, a progresywne Słońce USA powoli zbliża się do Marsa, co tylko dodatkowo potwierdza, że USA sposobi się do wojny.
Wkrótce wyjdą na światło dzienne nowe okoliczności – na razie w cieniu pozostaje np. osoba Husajna, ale to sprawa niedalekiej przyszłości. Pamiętajmy, że to właśnie w Iraku znajdują się zasoby broni bioterrorystycznej w pośpiechu opróżnianych (po upadku muru berlińskiego) magazynach po broni radzieckiej.
Mówi pan dość tajemniczo…
Przecież historia sama wciąż jest restryktywna wobec swych najnowszych dziejów. Ale to, co teraz powiem, będzie ogólnie zrozumiałe: zapaść cywilizacyjna jest wtedy, gdy następuje intensywnie nadmierne upublicznienie seksu, gdy dzieci poczynają zabijać dzieci i po trzecie – gdy to samo czynią matki. Takią eskalację patologicznych zachowań, w sensie globalnym, właśnie obserwujemy Wzrasta też poziom agresji, bo człowiek zakłócił swe środowisko naturalne, wyalienował się z niego i coraz mniej ma w nim oparcia. Jeśli dodać do tego przepowiednie Malachiasza, Nostradamusa i Edmunda Cayce’a to wszystkie one razem dodatkowo wskazują na wagę zmian klimatycznych i postępujące niszczenie środowiska cywilizacyjnego. Ku czemu więc coraz wyraźniej zmierza świat, każdy sam może sobie dopowiedzieć.
Nie jest to prognoza optymistyczna.
Malachiasz mówi tylko o dwóch papieżach. Dlatego im dłużej żyje nasz Jan Paweł II, tym lepiej dla naszego świata.
Poda pan jakieś daty?
Po co to pani i w ogóle komukolwiek? Niedobrze będzie się działo w 2004 r., ale prawdziwy koniec może nastąpić późną jesienią lub wczesną zimą 2012 r., o czym wspominały już dawniejsze cywilizacje jukatańskie…
Czego koniec?
Koniec świata.
Koniec świata?
Koniec naszego świata, tego, w którym żyjemy. To, co w kosmogramie wygląda na koniec świata, można interpretować jako bardzo daleko idące i nieodwracalne zmiany, którym już dzisiaj podlegamy, choć nie dochodzi to jeszcze do naszej świadomości. Bo nadal odczuwamy „tylko” przyśpieszenie technologiczne, z którym jeszcze, we własnym mniemaniu, jakoś sobie radzimy. Jednak dla wielu nowojorczyków, choć nawet nie dla wszystkich Amerykanów, 11 września 2001 r. nastał swoisty koniec świata i ja o tym mówiłem, używając słowa „apokalipsa”. Lokalna, bo lo-
kalna, ale apokalipsa.
I co będzie?
A pani wciąż to samo… Będzie inny, nowy świat. Skąd wiemy, ile było światów przed naszym? Nie wiemy.
Jaki będzie ten nowy świat?
Kierunki zmian czytelne są chyba dla wszystkich, ja je tylko ogniskuję w swej świadomości. Co z tego, że wiemy, co nam grozi, jeśli nie możemy temu zapobiec? Temu, co teraz grozi światu – a więc permanentnej wojnie rozpętanej 11 września, która nigdy się nie skończy, tylko będzie się przenosić z jednego zakątka świata do drugiego – temu można było zapobiec.
Świat nawet teraz mógłby może się jeszcze uratować, ale nie chce. Nikt się do tego nie bierze. Nie wiemy nawet, skąd wyczekiwać zmian. Sądzimy, że same może jakoś nadejdą, może z zewnątrz; jedni kierują się ku Bogu, inni ku kosmitom. Ze Starego Testamentu wiadomo, że na litość Stwórcy nie weźmiemy, a z kosmitami to nigdy nie wiadomo.
Nic nie jest przesądzone raz na zawsze. Zawsze są pewne warianty prognoz. Przychodzą do mnie ludzie, abym wyliczył im dokładne kosmogramy urodzeniowe – są to często znani politycy, aktorzy, biznesmeni. Chcą prognoz dotyczących ich samych, partii politycznych bądź firm. Wszystko mogę wyliczyć, jeśli znam dokładną datę powstania, łącznie z określeniem godziny i minuty. Nawet wtedy jednak nie wieszczę, co się stanie. Wskazuję tylko na kilka wariantów sytuacji, które się mogą wydarzyć, na zbiór alternatyw – a do człowieka należy wybór, w którym kierunku się zwróci.
Ile czasu zajmuje panu wyliczenie kosmogramu?
Przygotowanie pełnej interpretacji zwykle kilka dni, następuje potem sesja nagraniowa (nagrywam wszystko dla zainteresowanego na taśmę magnetofonową, to jedyna uczciwa droga postępowania) trwająca kilka godzin, często jednak cały dzień. Wskazuję na ważne momenty życia w przeszłości i przyszłości, przy czym cofanie się w czasie jest zawsze trudniejsze – bo przecież osoba ma już jakieś doświadczenia i może łatwo zweryfikować czy to, co ja mówię, jest prawdą.
I nie myli się pan?
Nikt nie jest nieomylny, ale ja przecież nie tworzę nowej rzeczywistości, tylko opisuję cykle, a nikt nie potrafi np. wstrzymać Marsa i, przykładowo, skrócić cyklu Saturna. Przy dobrym przygotowaniu znaczniejszych pomyłek po prostu być nie może, dlatego też każda władza zawsze baczyła pilnie, by lud zajmował się raczej surogatami astrologii, a nie nią samą. Nagrywam zaś po to, by zainteresowany człowiek co najmniej kilkanaście razy odsłuchiwał tę interpretację, po wielu latach przyznając, iż życie toczy się zgodnie z kosmicznym planem.
Jest to więc swojego rodzaju psychoterapia.
Zawsze uważałem, że doświadczony astrolog musi się posiłkować psychologią, dopiero wtedy nie narobi krzywdy.
W pana książkach – „Mandali życia” i „Homo Zodiakusie” – wiedza psychologiczna przeplata się z astrologiczną. W drugiej z nich dał pan pełną erudycji prezentację postaci ze światowej literatury.
Stworzyłem, to prawda, unikatowy zupełnie „katalog” kilkudziesięciu co najmniej literackich archetypów zodiaku. Wykazałem między innymi, że Bogumił Niechcic to Koziorożec, Winicjusz – Baran, Mały Książę – Rak, Telimena i Petroniusz – Waga, Jacek Soplica – Strzelec, Kapitan Nemo – Wodnik, Cezary Baryka – Skorpion, a Hamlet – Ryby.
Ale przecież nie zna pan daty urodzenia Hamleta.
Wiele postaci literackich obrazuje archetypowy przykład danej fazy zodiaku. Hamlet ma wszystkie wzorcowe cechy Ryby, Piotruś Pan – Bliźniąt. W życiu nie spotkamy osób, które mają cechy tylko jednego znaku, w literaturze – tak. Zresztą narodowe archetypy Polaków łatwo pojąć dzięki Zagłobie lub studiując „Wesele” Wyspiańskiego, „Halkę” i „Straszny Dwór” Moniuszki. To prawda, dzięki memu „Homo Zodiakus” łatwiej pojąć więzy łączące człowieka i wytworzoną przez niego kulturę z kosmosem, ale tu wchodzimy zbyt już chyba głęboko w moją kosmoekologię kultury.
ROZMAWIAŁA
ALEKSANDRA ZDROJEWSKA
Źródło: http://www.weres.pl/images/terror/przekroj/przekroj.htm