Leszek Szuman

https://astromix.pl/content/view/80/191/

Astrologiczne FAQ wg Leszka Szumana

Jako astrologiczne FAQ, czyli odpowiedzi na najczęściej zadawane pytania, zamieszczam obszerne fragmenty wywiadu, jakiego dziennikarce Przekroju, udzielił pod koniec lat siedemdziesiątych, znany polski astrolog, Leszek Szuman (1903-1987). Wiele z jego wypowiedzi, jakich udzielił w tym wywiadzie, przeszło do kanonu polskiej astrologii.

[…] „Przekrój” – Dlaczego astrologia ma tylu wrogów?

Leszek Szuman – Astrologia wrogów nie ma. Istnieje natomiast wielu ignorantów, co ją krytykują.

„Przekrój” – Co ma astrologia wspólnego z astronomią?

Leszek Szuman – Dziś nic. Dawniej astrolog sam musiał obliczyć położenie i bieg planet. Później robili to matematycy, a dziś komputery.

„Przekrój” – Zdarza się nieraz, że jakiś astronom krytykuje astrologię…

Leszek Szuman – Tak. Mnie taki pan przypomina owego ceglarza, co chciał być członkiem jury na konkursie chopinowskim, bo z jego cegieł zbudowano gmach filharmonii. Zadaniem astronomii jest badanie budowy wszechświata. Astrologia zaś jest odgałęzieniem psychologii. Jest to zresztą zdanie szwajcarskiego psychiatry, prof. Junga.

„Przekrój” – Lecz nie znamy mechaniki działania planet na osobowość człowieka.

Leszek Szuman – I co z tego? – Nie wiemy co to jest elektryczność, a jednak jeździmy tramwajem. Nie wiemy dlaczego rośnie trawa i nikt się tym nie przejmuje. Mamy około stu teorii o pochodzeniu wszechświata. Nasza Ziemia na szczęście o tym nie wie i kręci się spokojnie dalej.

„Przekrój” – Czy astrologii można się nauczyć?

Leszek Szuman – Oczywiście, lecz trzeba mieć w tym kierunku pewne zdolności. Lecz i do szycia spodni trzeba mieć zdolności. Im wyższe wrodzone predyspozycje, tym lepszy astrolog. Tak samo zresztą jest w medycynie i w innych naukach.

„Przekrój” – A co mówi o astrologii nauka?

Leszek Szuman – Przepraszam panią. Która nauka? – Leśnictwo? – Hodowla drobiu? Na świecie istnieje taki ładny zwyczaj, że każda nauka mówi za siebie. Lekarz mówi o medycynie, inżynier o budowie mostów. O astrologii zabiera głos lada nieuk, a pisma chętnie to drukują. Prawdziwego astrologa nie dopuszcza się do głosu.

„Przekrój” – Dlaczego tak jest?

Leszek Szuman – Bo szkalowanie astrologii jest bezkarne. Niechby ktoś spróbował kpić sobie np. z pana prokuratora.

„Przekrój” – A więc pan wierzy w astrologię?

Leszek Szuman – Wierzyć można w życie pozagrobowe, a na astrologii trzeba się znać. Wymaga to wielu lat ciężkiej i nudnej pracy.

„Przekrój” – Czy opracowanie horoskopu wymaga dużo czasu?

Leszek Szuman – Różnie. Mój najkrótszy horoskop miał dwa słowa: Chytry dureń. Potrzebowałem na to około trzech minut. Lecz astrogramy ludzi o skomplikowanych charakterach wymagają nieraz kilku godzin namysłu i rozważań. Każdemu wolno się mylić, bo to ludzka rzecz. Astrologowi nie, bo powiedzą, że oszust. Jest to także kwestia wprawy. Zrobiłem w moim życiu około ośmiu tysięcy horoskopów.

„Przekrój” – Czy panu często zdarzają się omyłki?

Leszek Szuman – Prawie nigdy, jeśli ustaliłem bezbłędnie czyjś dokładny czas urodzenia. Lecz pamiętam o tym, że astrologia ma możliwości ograniczone. Nie jest kluczem do wszystkich problemów życia i świata, jak się wydaje niektórym entuzjastom. Lecz mimo to warto znać swój horoskop i swe potencjalne możliwości. Ważne jest to też u dzieci i w doborze partnerów małżeńskich. Niektórzy ludzie nie chcą znać swojego horoskopu. Przypominają kapitana, co wypływając z portu wyrzuca mapy za burtę i woła: Panie Boże prowadź mnie, bo ty wiesz lepiej. Ogólnie biorąc, ostrzegam ludzie przez okresami niepowodzeń, które radzę biernie przeczekać i podaję okresy sprzyjające, radząc je wykorzystać.

„Przekrój” – Czy panu osobiście astrologia kiedyś się w życiu przydała?

Leszek Szuman – Tak. Dwa razy dzięki niej uratowałem swoje życie. To było podczas wojny.

„Przekrój” – Co pan myśli o horoskopach z komputerów?

Leszek Szuman – Wspaniałe urządzenie do robienia pieniędzy. Jest to maszyna dla astrologów, których boli głowa od myślenia. Komputer nie potrafi zweryfikować niepewnego czasu urodzenia i ustalić kolejnej wartości aspektów w horoskopie. Poza tym horoskop nie ma wartości absolutnej, która jest zależna od licznych czynników uchwytnych tylko indywidualnie. To jest bardzo ważny szczegół.

„Przekrój” – Czy astrologia może przewidzieć wojnę?

Leszek Szuman: W latach, kiedy między sobą walczyli aniołowie, może to i było możliwe. Dziś, kiedy co miesiąc wybucha gdzieś wojna, byłoby to trudne. Chodź czasem udaje się. Na rok 1939 kupiłem około dziesięciu różnych kalendarzy astrologicznych. W żadnym nie przewidziano wojny. Tylko w ilustrowanym Kurierze Codziennym wyraźnie o niej powiedział polski astrolog.

„Przekrój” – Dlaczego jest potrzebny dokładny czas urodzenia?

Leszek Szuman – Na jedną dobę można opracować około 140 różnych horoskopów. Wszak jednego dnia może urodzić się biskup i złodziej. Co ich łączy i co ich dzieli? – Biskup popatrzy chętnie na Kojaka [serial kryminalny – przyp. Astromix], a złodziej pójdzie w niedzielę do kościoła. Ich astrogramy mają odrębne dominanty, czyli cechy kierujące ich życiem.

„Przekrój” – Jaka jest różnica między astrologią dzisiejszą a średniowieczną?

Leszek Szuman – Mniej więcej taka sama jaką mamy między medycyną dzisiejszą a dawną.

„Przekrój” – Czy ktoś oprócz pana zajmuje się przepowiedniami?

Leszek Szuman – Ależ oczywiście… Meteorologowie przepowiadają pogodę, lekarze przewidują, jakie są szanse wyleczenia chorego, adwokat – czy mu klienta zamkną lub zwolnią. Także każde planowanie coś przewiduje…

„Przekrój” – Myślę, że to nie to samo… Meteorologia na przykład opiera się na wieloletnich statystykach.

Leszek Szuman – To tak jak astrologia!… czy pani może myśli, że dla zrobienia horoskopu wchodzę na dach i patrzę w gwiazdy?… Nie… Mam do tego liczne, obszerne statystyki, swoje i cudze.

„Przekrój” – A co może pan powiedzieć o horoskopach gazetowych?

Leszek Szuman – Nic. Tego nie piszą astrologowie. Każdy może pisać sobie sam.

„Przekrój” – Przed kilkoma miesiącami pisano, że około roku 1986 ma nastąpić jakaś katastrofa, bo planety naszego układu mają stanąć w szeregu. Czy to możliwe?

Leszek Szuman – Takie układy zdarzają się mniej więcej co 185 lat i jakoś je ludzkość przeżyła. Od czasu, jak wyzdychały węże morskie wytrute ropą wyciekającą z uszkodzonych tankowców, prasa przerzuciła się na latające spodki i na „astrologię”. A zresztą w obecnym stuleciu takiego układy planet nie będzie.

„Przekrój” – Skąd pan to wie?

Leszek Szuman – Mam efemerydy, czyli tabele z położeniem planet aż do roku dwutysięcznego.

„Przekrój” – Co pan może powiedzieć o swoich klientach?

Leszek Szuman – Przychodząc do mnie ludzie spodziewają się jakichś rewelacji. Myślą, że astrolog powinien wiedzieć wszystko, że jest jasnowidzem, cudotwórcą.

„Przekrój” – Czy pan ludziom mówi prawdę?

Leszek Szuman – Tak, lecz to i owo przemilczam. Nie jest wskazane, aby ludzie wiedzieli o sobie wszystko. Czasem czują się dotknięci, kiedy wspomnę, że mogą zachorować. Można by o tym napisać całą książkę. […]

 

Leszek Szuman jest autorem następujących książek:

  • W kręgu znaków zodiaku
  • Astrologia i polityka
  • Życie po śmierci

Wiele lat później, tej samej gazecie, wywiadu udzielił inny znany polski astrolog, dr Leszek Weres.

Olga tokarczuk o astrologii

https://plus.dziennikzachodni.pl/olga-tokarczuk-fakt-ze-ksiegi-sa-tak-czytane-i-komentowane-przywraca-mi-wiare-w-czytelnika/ar/c13-11795964

 

 

 

https://integra.wordpress.com/2006/12/05/wezownik-precesja-i-inne-mloty-na-astrologie/

Praktyki astrologiczne jako przedłużenie Wiary Przyrodzonej Słowiańskiej wśród polskich królów i uczonych, a także o wojnach religijnych i etnicznych.

 

 

Dane Rudhyar

Astrologia przystosowuje się do mentalności i oczekiwań emocjonalnych osoby, która interesuje się nią jako praktykujący lub jako klient – podobnie dzieje się z psychologią czy nawet medycyną. Dostaje się to, co się daje. Odpowiedź jest taka, jak pytanie. Wiedza jaka się zdobywa zależy od tego, co chce się wiedzieć, o ile nie jest przez to całkowicie zdeterminowana. W wielu przypadkach zależy ona też od własnych potrzeb

Dane Rudhyar

Uczniowie

Wywiad z Elżbietą Kłobus i Zofią Wieczorek

Rozmawiała Iza Podlaska

Pod koniec 2007 roku ukazała się książka na temat astrologii zatytułowana Z astrologią pod rękę, którą napisały dwie panie astrolog ze Śląska: Elżbieta Kłobus i Zofia Wieczorek. Izabela Podlaska zadała im kilka pytań, aby przybliżyć czytelnikom naszego portalu ich pracę i astrologiczne pasje.

Astrologią obie zajmujecie się od lat, piszecie artykuły o tematyce astrologicznej, prowadzicie praktykę astrologiczną w Katowicach. Skąd pomysł na wydanie książki właśnie teraz?

W ramach współpracy z miesięcznikiem Szaman, miałyśmy nieraz okazję prowadzić wykłady na tematy astrologiczne, aby przybliżyć ludziom tę „królewska wiedzę”. Z astrologią pod rękęZauważyłyśmy, że ludzie nie związani z astrologią najbardziej lubią słuchać opowieści o „swoich” znakach zodiaku, i tak narodził się pomysł pisania artykułów o astrologii na podstawie archetypowych cech znaków zodiaku. Ale pisałyśmy nie tylko o cechach znaków zodiaku. Od czasu do czasu „podrzucałyśmy” czytelnikom bardziej skomplikowane tematy, takie jak progresje, żywioły, horoskopy państw, tranzyty planet, cykl Jonasa itp., aby takim sposobem obalić chociaż trochę mity o astrologii i wrzucaniu jej do jednego worka z „wróżeniem z fusów”. Powoli nasi czytelnicy i słuchacze zaczynali wykazywać coraz większe zainteresowanie tematem i z czasem coraz więcej osób pytało nas, kiedy napiszemy książkę. I to właśnie oni nas zmobilizowali. Pomysł więc już był. A dlaczego właśnie teraz? To już działanie planet.

Zofia Wieczorek: Ja mam w tegorocznym solariuszu Merkurego i Słońce na MC, dodatkowo Wenus w 10 domu. A w progresjach właśnie Merkury spotkał się ze Słońcem w trzecim domu.

Elżebieta Kłobus: Ja również mam w obecnym solariuszu Słońce przy MC i Merkurego w 10 domu. Ponadto moje progresywne Słońce i progresywny Merkury już od jakiegoś czasu znajdują się w piątym domu. A tak na marginesie, zawsze coś pisałam (niekoniecznie astrologicznego), jako że urodzeniowo mam Słońce i Merkurego w trzecim domu. Reasumując, teraz to chyba dobry czas dla nas obu, aby dać się poznać szerszemu gronu ludzi właśnie z tego, co mamy do powiedzenia. I wyszła książka. Jak widać, astrologia działa.

Czy długo szukałyście wydawcy?

Wydawnictwo KOS ma swoją siedzibę w Katowicach, tutaj też wydawany jest miesięcznik Szaman, z którym współpracujemy od kilku lat. W kręgu zainteresowań obu tych „firm” jest szeroko rozumiana ezoteryka, nic więc dziwnego, że w Szamanie można przeczytać o pewnych nowościach wydanych przez KOS, a KOS jest otwarty na współpracę z ludźmi piszącymi w Szamanie. Tak więc nasza współpraca z wydawnictwem KOS została zainicjowana w sposób niejako całkowicie naturalny.

Jak zaczęła się wasza życiowa przygoda z astrologią?

E.K.: Jeśli o mnie chodzi, astrologia interesowała mnie od lat szkolnych. Oczywiście było to czytanie o znakach zodiaku i tym podobne. Nie było przecież na rynku księgarskim żadnych (oprócz Szumana) książek. Czułam, że to nie wszystko, że ta wiedza musi być bardziej skomplikowana i obszerniejsza. Kiedy po raz pierwszy wpadł mi do ręki numer miesięcznika nauczycielskiego bodajże Nurt (nie jestem pewna nazwy), gdzie Leszek Weres opisywał znak Wagi na przykładzie Telimeny i Barbary Niechcic (co zresztą okazało się pierwowzorem opisów w Homo Zodiacus), było to dla mnie objawieniem. A gdy już kupiłam Mandalę Życia, nabrałam pewności, że astrologia będzie moją pasją. Ale że życie nie jest takie różowe, musiałam poczekać na swoją szansę do konkretnej nauki. Gdy już stworzyły mi się możliwości czasowe, trafiłam na I Ogólnopolską Szkołę Astrologii Leszka Weresa, która odbyła się w 1990 roku w Kolumnie. A następstwem były kolejne szkoły, seminaria, wykłady i warsztaty. I jak u wielu osób, najpierw to było zajęcie hobbystyczne, aż wreszcie stało się w pewnym momencie profesjonalnym.

Z.W.: Moja przygoda z astrologią zaczęła się w stanie wojennym, kiedy to wielu rzeczy nie wolno było robić, a już na pewno spotykać się w większych grupach. Na przekór tym zakazom w Katowicach pewna grupa osób zaczęła organizować wykłady i spotkania dla ludzi, którzy interesowali się „dziwnymi rzeczami” – na początku głównie radiestezją. Tam właśnie poznałam człowieka, który umiał obliczyć horoskop, a że znałam swoją dokładną godzinę urodzenia, otrzymałam od niego ręcznie narysowane kółko z dziwnymi znaczkami. I potem coraz częściej słyszałam: „no tak, nie mogłaś się inaczej zachować, przecież jesteś zdeterminowana astrologicznie.” Dla osoby ze Słońcem w Koziorożcu było to – mówiąc delikatnie – głupim gadaniem. Jak to, ja czymś tam zdeterminowana? Oczywiste bzdury! Ale żeby udowodnić temu człowiekowi, że jest w błędzie, musiałam poszukać argumentów. No i kupiłam pierwszą książkę astrologiczną – W kręgu znaków zodiaku Leszka Szumana (wtedy była to jedna z bardzo niewielu pozycji na polskim rynku księgarskim, a pierwsza, jaka wpadła mi w ręce). Przeczytałam, a jakże – i stwierdziłam, że może nie do końca, ale coś w tym jest. Jakiś czas potem pojechałam na wczasy do Przyjezierza organizowane przez Bydgoski Ośrodek Radiestezyjny, a tam m.in. trafiłam na kurs astrologii prowadzony przez Leszka Weresa. Takie były moje początki. A efekt – widoczny, z niedowiarka stałam się wielką zwolenniczką astrologii. Potem jeździłam na wszystkie „weresjady” – szkoły astrologiczne organizowane przez Leszka Weresa. No i astrologia zadomowiła się w moim życiu. Astrologią zainteresowały się też moje dzieci. W czasach, kiedy w Polsce nie było jeszcze sensownych książek o tej tematyce, syn przetłumaczył nam z angielskiego kilka pozycji. A córka, wtedy jedna z najmłodszych uczestniczek „weresjad”, do tej pory aktywnie zajmuje się astrologią.

Jako ciekawostkę podam, że książkę W kręgu znaków zodiaku kupiłam 18 maja, a potem dowiedziałam się, że jest to dzień urodzin Leszka Weresa. Czyżby przeznaczenie?

Jakich polskich nauczycieli astrologii i autorów podręczników astrologicznych cenicie najbardziej?

Największy sentyment ma się chyba do tych nauczycieli, którzy wprowadzają w daną dziedzinę, którzy ukazują nowy świat. Tak się złożyło, że w naszym przypadku był to Leszek Weres, tak więc obie jego cenimy najbardziej, jako tego pierwszego nauczyciela. A poza tym utrzymujemy stałe kontakty z osobami, które zaczynały swoją przygodę z astrologią w tym samym czasie, co my – i tu chciałybyśmy wymienić Jarka Gronerta. Ponadto stale wymieniamy swoje doświadczenia z grupą „weteranów astro” na corocznych warsztatach i uczymy się nawzajem.

Jeżeli chodzi o autorów książek, to w latach naszej wczesnej nauki były książki Leszka Szumana i Leszka Weresa. Miałyśmy zresztą to szczęście, że książka Homo Zodiacus L. Weresa powstawała na naszych oczach i niejeden cytat w tej książce został „podrzucony” autorowi przez nas i naszych ówczesnych kolegów. Natomiast z autorów zagranicznych najbardziej poważanymi przez nas są: Dane Rudhyar, Stephen Arroyo, Tracy Marks, Bil Tierney, Liz Greene, Jeanne Avery.

Dla kogo napisałyście tę książkę?

Nasza książka jest dla wszystkich, nie tylko dla tych, którzy już coś tam wiedzą z astrologii. Stwierdziłyśmy, że obecnie nie ma tego typu pozycji na rynku księgarskim. Chciałyśmy, aby nie był to podręcznik, lecz książka, która zainteresuje ludzi i skłoni do nauki astrologii, a co najmniej zaszczepi w nich przekonanie, że „coś w tym jest”. Dlatego starałyśmy się pisać jasnym językiem, który będzie łatwy w czytaniu i w zrozumieniu nawet trudniejszych tematów. Zresztą mamy już sygnały od ludzi „spoza branży”, że książkę świetnie się czyta i najważniejsze – wszystko się rozumie. To dla nas bardzo ważne, to, że nie jest to książka tylko dla wybrańców.

Czy osoby, które znają już podstawy astrologii, znajdą w waszej książce coś dla siebie?

Książka pisana jest w taki sposób, aby i osoby znające w pewnym stopniu astrologię znalazły w niej coś dla siebie. Przede wszystkim – archetypy. Często widać, że nawet osoby nieźle znające astrologię mają problemy z archetypami. Lektura naszej książki na pewno poszerzy spojrzenie wielu osób właśnie na archetypy. Nie trzeba chyba żadnego astrologa przekonywać, że cała interpretacja horoskopu opiera się na archetypowych cechach planet i znaków zodiaku. Niezależnie od tego, jakie techniki interpretacji zastosujemy, to właśnie gruntowna znajomość archetypów gwarantuje jej trafność.

Osobiście zaskoczyły mnie w książce to, że pokazałyście swoje artystyczne talenty. Nie wiedziałam, Elu, że piszesz wiersze. Jestem też pod wrażeniem, jak Zosia ładnie i dowcipnie rysuje. Czy to są wasze pasje, którym poświęcacie wolny czas?

  1. K.: Nie uzurpuję sobie prawa do nazywania siebie poetką. Od dzieciństwa pisałam różnego rodzaju wierszyki i wiersze, najczęściej okolicznościowe lub humorystyczne fraszki. Wszyscy moi bliscy i znajomi wiedzą o tym i często czekają na wierszowane życzenia. Ponieważ na warsztatach astrologicznych również „popełniałam” tego typu działania, pomyślałam sobie, że dobrze byłoby takie kwintesencje cech ująć w wierszowanej formie. To od razu sygnalizuje, że książka nie będzie nudna. Mam nadzieję, że mi się udało. Oczywiście w czasie wolnym zajmują mnie jeszcze inne zagadnienia. Lubię sport (pływanie, jazda na rowerze), lubię chodzić na koncerty i do kina, lubię czytać, chociaż ostatnio coraz mniej czasu mam na beletrystykę, gdyż oprócz astrologii interesują mnie także: mitologia, reinkarnacja, psychologia, no i trzeba być na bieżąco z wydarzeniami. Jednym słowem nie mam nadmiaru czasu.

Z.W.: Nie ja jestem autorką rysunków, lecz moja córka. Ja, z racji swojego zawodu, umiem rysować, ale tylko od linijki. Rysunki to dzieło Basi.

Natomiast jeżeli chodzi o wolny czas, to staram się spędzać go aktywnie. W lecie można spotkać mnie w parku, jak „śmigam” na rolkach. Poza tym dużo medytuję (wbrew pozorom, to też aktywność) i ćwiczę Qi-gong. W wolnych chwilach chciałabym wreszcie obejrzeć w spokoju te wszystkie filmy z ukochanego przeze mnie Nepalu i Tybetu, które dzielnie nagrywam, i które – jako słoneczny Koziorożec – mam skatalogowane. Ale na razie musi zadowolić mnie to, że je mam.

Na końcu książki nie żegnacie się z czytelnikami, ale zapowiadacie kontynuację – czyli kolejne książki. Kiedy się ukażą i o czym będą?

Planujemy następną książkę, która będzie głównie o miłości i o związkach. Mamy już sporo materiałów. A kiedy się ukaże? Oczywiście przy sprzyjających aspektach, a więc to pytanie bardziej do planet niż do nas. A tak poważnie – najpierw musimy ją ukończyć.

Dziękuję Wam za wywiad i zapraszam serdecznie czytelników naszego portalu do czytania Waszej książki!

http://czary.pl/astrologia/podstawy_wywiad_klobus_wieczorek.php

Homo-Zodiacus

Książka przystępnie opowiada o wszystkich 12 fazach Zodiaku i ich wzajemnej recepcji. Archetypowe wizerunki znaków poparte są postaciami z literatury polskiej i światowej, co czyni książkę wyjątkowo ciekawą. Książka niesie przesłanie, że sfera kulturowej działalności człowieka ma swoje kosmobiologiczne podłoże i uzasadnienie. Autor uważa,że Zodiak wciąż pozostaje testem Rorschacha dla całej ludzkości, a astrologia – algebrą życia, której wielu równań wprawdzie nie rozumiemy, lecz staramy się rozwiązywać w ciągu całego naszego przebywania na Ziemi.

W książce tej autor próbuje wyjaśnić czytelnikowi, że strefa kulturowa działalności człowieka ma swoje kosmobiologiczne podłoże i uzasadnienie. Uważa, że Zodiak pozostaje wciąż testem Rorschacha dla całej ludzkości, a astrologia- algebrą życia, której wielu równań wprawdzie nie rozumiemy, lecz staramy się rozwiązywać w ciągu całego naszego przebywania na Ziemi.

To nie gwiazdy wpływają na losy człowieka, ale energetyczne konfiguracje planetarne…

Kim pan jest? Matematykiem? Astrologiem? Czy matematyka i astrologia się nie wykluczają?
     Homo sum humani nihil…, przede wszystkim, a życie człowieka to coś więcej niż jedzenie i spanie. Przyznaję jednak jako zdeklarowany humanista, iż odkrycie tego, że matematyczna teoria gier, czyli studium racjonalnych zachowań w sytuacjach konfliktowych, intensywnie współbrzmi z logiką planetarnych cykli, współdecydujących o wymiarze egzystencji każdego z nas (tak pojedynczego człowieka, jak i całych narodów), najpierw mnie poraziło, następnie utwierdziło w całościowym traktowaniu wszystkich procesów i zjawisk w przyrodzie, a w końcu legło u podstaw wygenerowania systemu wiedzy, do którego najlepiej chyba pasuje określenie kosmoekologia kultury. Dwie strony barykady bardzo się różnią, a jednocześnie doskonale się uzupełniają, jak powinny dwie strony tego samego medalu.
Pan – taki poważny umysł – zainteresował się czymś tak ulotnym i nieuchwytnym jak astrologia?
To pozory, że astrologia jest ulotna, a tym bardziej nieuchwytna. Astrologią (nie gazetową wszakże) zajmowały się zawsze najtęższe umysły każdej ze znanych nam epok, ale ja o tym jeszcze nie wiedziałem, kiedy zająłem się nią tylko po to, żeby ją ośmieszyć. To jednak nie było takie proste. Nasze potoczne o niej wyobrażenia, kształtowane (nieprzypadkowo) przez władze i media (tak było zresztą zawsze), pozostają w jawnej sprzeczności z rzeczywistym, słabo zresztą znanym wizerunkiem tego niezwykle dynamicznego i w konsekwencji dużo bardziej logicznego i probabilistycznego niż deterministycznego systemu wiedzy.
Szczególnie zagorzali przeciwnicy zdają się mieć o tym nader mgliste pojęcie. Leszek Szuman nieprzypadkowo mawiał, że „astrologia nie zna przeciwników, tylko ignorantów”. Bezpodstawność ciągle tych samych zarzutów stawianych astrologii wykazaliśmy już przed wielu laty w „Mandali życia”. Przecież to nie gwiazdy wpływają na losy człowieka, ale energetyczne konfiguracje planetarne, transformujące energetykę kosmosu, a może coś jeszcze innego, o czym wciąż mało wiemy.
„Sun Signs”, pierwsza astrologiczna książka (dobrze w świecie znana), Lindy Goodman zajmowała się tylko znakami zodiaku (stanowią one zaledwie maleńki fragment tej wiedzy) i z tego, co przeczytałem o własnym znaku Byka, wtedy, w połowie lat 70., nic się nie zgadzało. Dziś wiem, że nie mogło! Tym bardziej więc postanowiłem „przetrzepać” astrologii skórę, a astrologom jeszcze bardziej.
Osobowość każdego z nas to m.in. – w największym uproszczeniu – dynamicznie pojmowane cechy kilku dominujących, ekliptycznych faz zodiakalnego rozwoju,uniwersalnych dla każdego żyjącego organizmu w okresie między jego poczęciem i śmiercią.
Więc nie jest tak, że jesteśmy Koziorożcami, Lwami czy Bliźniętami?
To są ogólne, bardzo zresztą szkodliwe i mylące gazetowe etykietki. Archetypowy sens każdej z faz zodiaku na przykładzie wielkich postaci literackich ukazałem w „Homo Zodiacus”. To funkcjonuje wprawdzie w świadomości dziesiątek albo i setek tysięcy czytelników, ale pozostaje nadal poza percepcją akademickich wykładowców literatury i psychologii. Powtarzam więc, że każdy człowiek w ciągu swojego życia wielokrotnie, różnymi cyklami planetarnymi, przechodzi przez wszystkie cykle zodiaku – od Barana, poprzez Lwa i Koziorożca, aż do Ryb. To jest takie symboliczne koło rozwoju osobowości człowieka, jego osobista mandala, w cyklu od wojownika (Baran) do mistyka (Ryby), a sama astrologia to nie coś tandetnego i łatwego.
A więc co to jest astrologia?
Kosmobiologia czy kosmoekologia kultury, by uniknąć odniesień do astrologii gazetowej i jarmarcznej, to kompleksowa dziedzina wiedzy, mówiąca o szeroko rozumianych powiązaniach człowieka z równie szeroko rozumianym środowiskiem kosmicznym. To psychologia wzbogacona o teorie systemów, wykładana językiem symboli, matematyki i astronomii. Dynamicznie rozumiany zodiak jest małą zaledwie cząstką tej wiedzy.
A ja myślałam, że astrologia to przepowiadanie przyszłości.
Astrolog nie przepowiada przyszłości i nie wyznacza jej, tylko interpretuje profesjonalnie wykonany kosmogram urodzeniowy, który jest zapisem dynamicznego i probabilistycznego, zmieniającego się w czasie według znanych nam reguł, układu planet w momencie narodzin.
Planety nie wstrzymały swojego ruchu na wieść o naszych narodzinach, tylko poruszają się dalej. Znając długość poszczególnych cykli planetarnych, mogę opisać dowolny wycinek z życia każdego człowieka z dokładnością przerastającą to, co oferuje jakakolwiek inna wiedza, ale zawsze zaczynam od dzieciństwa, nawet jeśli kogoś interesuje tylko przyszłość, gdyż nie możemy zapominać, iż nasze życie jest w dużej mierze rozwinięciem tego, co streściło się w naszym dzieciństwie.
Ta wiedza wielu fascynuje i wielu poraża, stąd tyle bezsensownych opinii na jej temat. Kosmogram pokazuje bowiem zakres potencjałów, szans i możliwości człowieka (czy np. narodu) oraz sposoby i czas jego aktualizacji, pokazuje, jak i kiedy zmaksymalizować minimalne możliwości i szansę oraz zminimalizować maksymalne zagrożenia i straty, co bardziej przypomina przecież teorię minimaksu matematycznej teorii gier niż jakiekolwiek wieszczenie.
Więc w jakimś sensie można jednak przepowiadać przyszłość i jest to matematycznie potwierdzone?
Można „przebić” barierę czasu także przez prorocze marzenia senne czy karty tarota – były opisywane takie przypadki, ale to są dziedziny dotyczące nieco zwodniczej energetyki Neptuna, natomiast obliczanie rytmów planet jest związane z Uranem, czyli wiedzą, a nie z jakimś czary-mary. Gdy interpretuję układ planet, to nie wieszczę, ale wiem i podaję człowiekowi około setki dokładnych dat, pokazujących warianty rozwojowe potencjałów, a nie rezultat końcowy.

Astrolog nie przepowiada przyszłości
i nie wyznacza jej, tylko interpretuje
profesjonalny kosmogram urodzeniowy,
który jest zapisem dynamicznego
i probabilistycznego, zmieniającego się
według znanych nam reguł, układu planet
w momencie narodzin.

Jak pan obliczył atak terrorystów na World Trade Center – bo taka wiadomość, że pan to przewidział, obiegła całą Polskę, a pana zdjęcia na tle płonących wież ukazały się w kilku czasopismach.
Ja nic nie przewidziałem, wyliczyłem to w oparciu o znajomość historii, realiów świata, kosmogramu USA, planetarnych cykli Plutona, Saturna, między innymi. Żałuję zresztą, bo wyniknęły z tego raczej same kłopoty. Moi seminarzyści potwierdzają, że precyzyjnie o ataku mówiłem już w sierpniu 1996 r., po rozbiciu się samolotu na obrzeżach Nowego Jorku. Sprawa ta nie była trudna, podobnie jak podanie w swoim czasie precyzyjnie terminu ataku USA na Irak.
To nie jasnowidzenie, proszę pani, tylko solidna, wielopoziomowa i dziesiątkami lat gromadzona i kumulowana wiedza. Wydarzenia z 11 września w sercu Manhattanu łatwiej mi wytłumaczyć moim uczniom. Trudno komuś wytłumaczyć i nauczyć go chemii, jeśli nigdy nie słyszał np. o tablicy Mendelejewa. Światowe wydarzenia zazębieją się, niczym system naczyń połączonych, bo tak jest w kosmosie.
Przed wielu laty, któregoś majowego poranka, skutkiem zbiegu „przypadków”, mieszkając w Poznaniu i jadąc na swój wykład do centrum Warszawy (zawsze pociągiem „Lech”), znalazłem się w pobliżu Okęcia, a nieznajoma starsza pani poprosiła, żebym jej pomógł wstawić bagaż do autobusu. Tak znalazłem się w sali odlotów i rozmawiając z przygodnymi pasażerami, żegnałem ich, bo lecieli samolotem „Kościuszko” do USA. Na zajęciach wyjaśniłem powód spóźnienia i znając porę wylotu, zacząłem obliczać możliwe scenariusze zachowania się samolotu zupełnie niespodziewanie i po raz pierwszy kosmogramy samolotów odmienne niż statków i potem kosmogram wypadkowy. W tym samym czasie pilot darmo już, widząc Lasy Kabackie i w dali Okęcie, szarpał za drążek steru. Skończyłem zajęcia i wróciłem pociągiem do Poznania, by przez wieczór odbierać telefony od porażonych synchronicznością zdarzeń słuchaczy.
Często lepiej nie wiedzieć albo wiedzieć tyle, ile można unieść w swej świadomości, co wielokrotnie powtarzam słuchaczom na mych zajęciach, ale sam zastanawiam się, co ja wtedy wiedziałem, czym była intuicja i (przypadkowe czy świadome) wejście w sferę jungowskiej nieświadomości zbiorowej.
A co z Irakiem i Ameryka?
Określenie godziny i czasu ataku USA na Irak jest związane ze znakiem Raka (Słońce USA w tym znaku, 4 lipca przecież, święto USA) oraz z pasem ascendentu Strzelca (ascendent tego kraju, co widać „gołym okiem” w kulturze i historii USA). Gdy na początku lat 90. Pluton znalazł się w III dekanacie Skorpiona (związanym z Rakiem), było wiadomo, że USA będą w sprawach interesów naftowych interweniować na Bliskim Wschodzie (jak wtedy, gdy Pluton wszedł w pas Raka w 1914 r. i wybuchła wojna światowa w obronie zasobów naturalnych metropolii w państwach kolonialnych). Nie mogły tego zrobić, gdy Pluton osiągnął 20 stopień Skorpiona (dekanat Raka), bo potrzebna była dominująca pozycja Księżyca (nów lub pełnia), ponieważ „amerykańskim” (jak każdym) Rakiem opiekuje się Księżyc. Określenie godziny też było dla mnie proste – studiując na tamtejszych uniwersytetach wiedziałem, jak ważny jest dla Amerykanów czas antenowy. Amerykanie wybrali na atak porę rozpoczęcia głównych wiadomości na Wschodnim Wybrzeżu.
Czy chce pan powiedzieć, że Amerykanie rzeczywiście kierowali się tym, że Pluton osiągnął np. 20 stopień Raka, aby zaatakować Irak?
I tak, i nie. Wątpię, aby ktoś przeprowadzał przedtem takie analizy. Amerykanie po prostu zachowali się według scenariusza, który został wcześniej zapisany w układzie planet kosmogramu USA i w jungowskiej nieświadomości zbiorowej, jako jeden ze scenariuszy. Ale wracając do wydarzeń, o których mówiliśmy wcześniej. Otóż w 1996 r. samolot pasażerski rozbił się na obrzeżach Nowego Jorku – z kosmogramu USA wynika, że już wtedy miał nastąpić atak na Worid Trade Center, ale wówczas terrorystom się to nie udało. Na moim spotkaniu w sierpniu minionego roku z Polonią amerykańską mówiłem, nawiązując do tamtego „wypadku”, że sprawa ta nie jest jeszcze zakończona i sercu Ameryki przyjdzie ciężko doświadczyć rzeczywistości.
Jesienią 2001 r. rozpocząłem moją szkołę kosmobiologiczną o tydzień wcześniej niż zwykle, zapowiadając studentom, że będziemy świadkami niezwykłego wydarzenia w dziejach świata. 10 września na zaawansowanych zajęciach seminaryjnych XXXIII szkoły nie mogłem już zwlekać (po południu prowadziłem kurs podstawowy) i powiedziałem wprost o zagrożeniu Manhattanu, tysiącach rannych, zablokowanych tunelach, przejściach i mostach, nawiązując zresztą do wydarzeń z 1996 r.
Analizując wcześniej kosmogram Stanów Zjednoczonych, wiedziałem, że właśnie w tych wrześniowych dniach Pluton raz na 250 lat oscyluje w okolicach ascendentu Skorpiona, a „małżeństwo” Busha z USA (zrobiłem analizę porównawczą i wektorową) pokazywało bardzo silnego Marsa, a więc – wojnę. Jeszcze przed wyborami prezydenckimi w USA powiedziałem moim studentom, iż Bush plus USA równa się wojna. Długotrwałe ręczne liczenie głosów – pamięta pani? – wskazywało na to, że niebiosa długo nie mogły się „zdecydować”, który wariant historii ludzkości ma się zrealizować.

Nie przewidziałem ataku
na Worid Trade Center,
ale to wyliczyłem,
korzystając ze znajomości
historii, realiów świata,
kosmogramu USA,
planetarnych cykli…

Czy gdyby Bush nie został prezydentem, to nie byłoby wojny? Stosując pana retorykę – czy w niebiosach byty inne warianty?
Zawsze są. Ale pewnych zagrożeń i tak by się nie udało uniknąć. Zbyt wiele czarnych chmur się zebrało nad włodarzem świata, którym są Stany Zjednoczone, nad ich gospodarką, nad globalizmem, Plutonem w Strzelcu, a Saturnem w Bliźniętach (znalazł się tam w dniach katastrofy „Kurska”). Urodzeniowy Saturn Osamy bin Ladena jest na Słońcu USA, a progresywne Słońce USA powoli zbliża się do Marsa, co tylko dodatkowo potwierdza, że USA sposobi się do wojny.
Wkrótce wyjdą na światło dzienne nowe okoliczności – na razie w cieniu pozostaje np. osoba Husajna, ale to sprawa niedalekiej przyszłości. Pamiętajmy, że to właśnie w Iraku znajdują się zasoby broni bioterrorystycznej w pośpiechu opróżnianych (po upadku muru berlińskiego) magazynach po broni radzieckiej.
Mówi pan dość tajemniczo…
Przecież historia sama wciąż jest restryktywna wobec swych najnowszych dziejów. Ale to, co teraz powiem, będzie ogólnie zrozumiałe: zapaść cywilizacyjna jest wtedy, gdy następuje intensywnie nadmierne upublicznienie seksu, gdy dzieci poczynają zabijać dzieci i po trzecie – gdy to samo czynią matki. Takią eskalację patologicznych zachowań, w sensie globalnym, właśnie obserwujemy Wzrasta też poziom agresji, bo człowiek zakłócił swe środowisko naturalne, wyalienował się z niego i coraz mniej ma w nim oparcia. Jeśli dodać do tego przepowiednie Malachiasza, Nostradamusa i Edmunda Cayce’a to wszystkie one razem dodatkowo wskazują na wagę zmian klimatycznych i postępujące niszczenie środowiska cywilizacyjnego. Ku czemu więc coraz wyraźniej zmierza świat, każdy sam może sobie dopowiedzieć.
Nie jest to prognoza optymistyczna.
Malachiasz mówi tylko o dwóch papieżach. Dlatego im dłużej żyje nasz Jan Paweł II, tym lepiej dla naszego świata.
Poda pan jakieś daty?
Po co to pani i w ogóle komukolwiek? Niedobrze będzie się działo w 2004 r., ale prawdziwy koniec może nastąpić późną jesienią lub wczesną zimą 2012 r., o czym wspominały już dawniejsze cywilizacje jukatańskie…
Czego koniec?
Koniec świata.
Koniec świata?
Koniec naszego świata, tego, w którym żyjemy. To, co w kosmogramie wygląda na koniec świata, można interpretować jako bardzo daleko idące i nieodwracalne zmiany, którym już dzisiaj podlegamy, choć nie dochodzi to jeszcze do naszej świadomości. Bo nadal odczuwamy „tylko” przyśpieszenie technologiczne, z którym jeszcze, we własnym mniemaniu, jakoś sobie radzimy. Jednak dla wielu nowojorczyków, choć nawet nie dla wszystkich Amerykanów, 11 września 2001 r. nastał swoisty koniec świata i ja o tym mówiłem, używając słowa „apokalipsa”. Lokalna, bo lo-
kalna, ale apokalipsa.
I co będzie?
A pani wciąż to samo… Będzie inny, nowy świat. Skąd wiemy, ile było światów przed naszym? Nie wiemy.
Jaki będzie ten nowy świat?
Kierunki zmian czytelne są chyba dla wszystkich, ja je tylko ogniskuję w swej świadomości. Co z tego, że wiemy, co nam grozi, jeśli nie możemy temu zapobiec? Temu, co teraz grozi światu – a więc permanentnej wojnie rozpętanej 11 września, która nigdy się nie skończy, tylko będzie się przenosić z jednego zakątka świata do drugiego – temu można było zapobiec.
Świat nawet teraz mógłby może się jeszcze uratować, ale nie chce. Nikt się do tego nie bierze. Nie wiemy nawet, skąd wyczekiwać zmian. Sądzimy, że same może jakoś nadejdą, może z zewnątrz; jedni kierują się ku Bogu, inni ku kosmitom. Ze Starego Testamentu wiadomo, że na litość Stwórcy nie weźmiemy, a z kosmitami to nigdy nie wiadomo.
Nic nie jest przesądzone raz na zawsze. Zawsze są pewne warianty prognoz. Przychodzą do mnie ludzie, abym wyliczył im dokładne kosmogramy urodzeniowe – są to często znani politycy, aktorzy, biznesmeni. Chcą prognoz dotyczących ich samych, partii politycznych bądź firm. Wszystko mogę wyliczyć, jeśli znam dokładną datę powstania, łącznie z określeniem godziny i minuty. Nawet wtedy jednak nie wieszczę, co się stanie. Wskazuję tylko na kilka wariantów sytuacji, które się mogą wydarzyć, na zbiór alternatyw – a do człowieka należy wybór, w którym kierunku się zwróci.
Ile czasu zajmuje panu wyliczenie kosmogramu?
Przygotowanie pełnej interpretacji zwykle kilka dni, następuje potem sesja nagraniowa (nagrywam wszystko dla zainteresowanego na taśmę magnetofonową, to jedyna uczciwa droga postępowania) trwająca kilka godzin, często jednak cały dzień. Wskazuję na ważne momenty życia w przeszłości i przyszłości, przy czym cofanie się w czasie jest zawsze trudniejsze – bo przecież osoba ma już jakieś doświadczenia i może łatwo zweryfikować czy to, co ja mówię, jest prawdą.
I nie myli się pan?
Nikt nie jest nieomylny, ale ja przecież nie tworzę nowej rzeczywistości, tylko opisuję cykle, a nikt nie potrafi np. wstrzymać Marsa i, przykładowo, skrócić cyklu Saturna. Przy dobrym przygotowaniu znaczniejszych pomyłek po prostu być nie może, dlatego też każda władza zawsze baczyła pilnie, by lud zajmował się raczej surogatami astrologii, a nie nią samą. Nagrywam zaś po to, by zainteresowany człowiek co najmniej kilkanaście razy odsłuchiwał tę interpretację, po wielu latach przyznając, iż życie toczy się zgodnie z kosmicznym planem.
Jest to więc swojego rodzaju psychoterapia.
Zawsze uważałem, że doświadczony astrolog musi się posiłkować psychologią, dopiero wtedy nie narobi krzywdy.
W pana książkach – „Mandali życia” i „Homo Zodiakusie” – wiedza psychologiczna przeplata się z astrologiczną. W drugiej z nich dał pan pełną erudycji prezentację postaci ze światowej literatury.
Stworzyłem, to prawda, unikatowy zupełnie „katalog” kilkudziesięciu co najmniej literackich archetypów zodiaku. Wykazałem między innymi, że Bogumił Niechcic to Koziorożec, Winicjusz – Baran, Mały Książę – Rak, Telimena i Petroniusz – Waga, Jacek Soplica – Strzelec, Kapitan Nemo – Wodnik, Cezary Baryka – Skorpion, a Hamlet – Ryby.
Ale przecież nie zna pan daty urodzenia Hamleta.
Wiele postaci literackich obrazuje archetypowy przykład danej fazy zodiaku. Hamlet ma wszystkie wzorcowe cechy Ryby, Piotruś Pan – Bliźniąt. W życiu nie spotkamy osób, które mają cechy tylko jednego znaku, w literaturze – tak. Zresztą narodowe archetypy Polaków łatwo pojąć dzięki Zagłobie lub studiując „Wesele” Wyspiańskiego, „Halkę” i „Straszny Dwór” Moniuszki. To prawda, dzięki memu „Homo Zodiakus” łatwiej pojąć więzy łączące człowieka i wytworzoną przez niego kulturę z kosmosem, ale tu wchodzimy zbyt już chyba głęboko w moją kosmoekologię kultury.

ROZMAWIAŁA
ALEKSANDRA ZDROJEWSKA

Źródło: http://www.weres.pl/images/terror/przekroj/przekroj.htm

Olga Tokarczuk: Leszek Weres ją przeczytał i mnie pochwalił, mówiąc, że całkiem dobrze sobie poradziłam, nawet tam, gdzie pozmyślałam pewne reguły astrologiczne.”


Dlaczego PTA publikując wpis o Oldze Tokarczuk pominęło nazwisko Leszka Weresa o którym wspomina autorka?

Pragnę dołączyć się do nieprzerwanie napływających gratulacji dla Pani Olgi Tokarczuk za kolejnego dla Polski, Literackiego Nobla, a tym samym olbrzymi wkład w rozwój światowej literatury, w której kraj nasz dawno przestał już być terra incognita.
Miałem zaszczyt, a zarazem była to wielka przyjemność, móc nie tylko gruntownie przestudiować poruszaną w książce „Prowadź swój pług przez kości umarłych” bardzo bliską mi problematykę potocznie zwaną Astrologią, a którą nowatorsko nazwałem Kosmoekologią Kultury, ale też wyrazić swój zachwyt i nadal trwającą fascynację tym dziełem.
A oto jak wypowiedziała się na ten temat nie tak dawno sama autorka:

„Ale te fragmenty „Pługu…”, gdzie moja bohaterka wymądrza się na tematy różnych zasad astrologicznych, musiałam sobie porządnie przygotować i poczytać. Książka miała nawet konsultanta astrologicznego. Leszek Weres ją przeczytał i mnie pochwalił, mówiąc, że całkiem dobrze sobie poradziłam, nawet tam, gdzie pozmyślałam pewne reguły astrologiczne.”